Cały road book do pobrania TU
Junaka 123 udostępniła firma AlMot właściciel marki Junak
Materiał wideo dzięki AEE Polska nakręcony kamerą S70 http://aee-polska.pl/Torby na Rajd od MGM http://agm-bikers.com/pl/home
Wyprawa i rajd w pigułce.
Opinia Pawła, operatora GSa na temat Junaka 123
Filmy z wyprawy znajdziecie na moim kanale YouTube https://www.youtube.com/user/krzysztoftroka/videos
Junakiem 123 na I Bieszczadzki Rajd Motocyklowy
To prawie 3 tyś km, kilka krain geograficznych
Polski, piękne miejsca i brak Internetu.
Kiedy tylko dowiedziałem się o Rajdzie, zaraz na myśl
przyszedł mi Junak 123, w 2013 roku śmigałem tym motocyklem po bieszczadzkich
bezdrożach i byłem pewny, że sobie poradzi. Jednak to co spotkało mnie na
imprezie grubo przekroczyło moje wyobrażenia.
Zadzwoniłem do ALMotu z propozycją startu na Junaku w Rajdzie. Oferta została przyjęta, poprosiłem tylko o zmianę opon na takie, które sobie poradzą. Junak dostał na tył opony Pirelli MT60, a z przodu Heidenau K41.
Miałem
startować na motocyklu z poj. 150 ccm, ale w ostatniej chwili dostałem model z
eksperymentalnym tłokiem, który posiada wkładkę
z tytanu. W warunkach laboratoryjnych daje to 10 % więcej mocy, niższe spalanie
o 12% i większy moment obrotowy. ALMot produkuje te tłoki na licencji i od
kilku lat bada, aby wprowadzić je do swoich motocykli,
jak naradzie produkowane są do Junaka 123 i 121.
Wracamy na trasę, jako że miałem więcej czasu niż
wymagał tego rajd, postanowiłem trochę się powłóczyć po Polsce i tym sposobem byłem na Mazurach,
zwiedziłem okolice Włocławka wraz z zamkiem w Gołubiu, dalej trasa wiodła do Częstochowy
i w Góry Świętokrzyskie, na szlak Orlich Gniazd. Trasę modyfikowałem w
zależności od pogody, zamiast tak jak w planach pojechać do Wisły i Zakopanego,
znalazłem się po środku Lasów Janowskich. Tam w leśnych ostępach testowałem mojego
Junaka na nowych oponach. Byłem zadowolony i pełen nadziei czekałem na dzień
startu.
W Bieszczady dotarłem tydzień po moim wyjeździe z
domu. Jak zawsze gościny udzieliła mi Bieszczadzka Przystań Motocyklowa, mimo,
że do Polańczyka w którym była start rajdu było 40 km to nie zamieniłabym miejsca
na żadne inne.
Start, czekam już od kilku godzin i liczę motocykle,
same Japonię, BMW, Włoskie motocykle i mój Junak 123, jedyny
przedstawiciel tego gatunku, prawie jak ostatni Mohikanin.
Ruszamy, wypuszczają na czwórkami, aby na drodze nie
było zbyt dużego zagęszczenia, przecież w rajdzie startuje około 900 maszyn.
- Road czy adventure? Pyta jeden z organizatorów.
- Adventure - odpowiadam.
- przesuń się na początek.
Ruszam na linię startu, mogę jechać, pierwszy
zakręt, potem drugi, taki byłem zaaferowany przygodą, że nie spojrzałem na poziom
paliwa i zamiast w trasę poleciałem na stację benzynową.
Nocna edycja rajdu nie wiele miała odcinków off road,
tylko dwie przeprawy przez San i kilkaset metrów polnym drogami. Jednak te dwie przeprawy dostarczyły tyle
emocji, że wybaczyłem brak większych atrakcji tego wieczora. Obserwuję motocykle,
jeden za drugim wjeżdżają w rzekę, tylne koła prawie całe zanurzone, widać
tylko tylną lampę, jestem przekonany, że
zaraz będę pływał a nie brodził na motorze. Moja kolej, jedynka, dwójka mocy
nie może być za mało ani za dużo, przednie koło szuka drogi przeskakuje po
kamieniach, woda sięga prawie do kolan, ale Junak idzie i już po chwili jestem
na drugim brzegu, ale euforia, mój pierwszy bród w życiu na motocyklu, jestem
szczęśliwy. Kilka kilometrów dalej
powtarza cię historia, znów bród tym razem jest ciemniej, jednak i tym razem
się udało, radocha wielka, Junak wspaniały. Jedziemy dalej, ogień na tytanowy
tłok i szukamy kolejnego punktu kontrolnego. Na pierwszym trzeba było wbić trzy
bile, aby nie było zbyt łatwo śliczne dziewczyny lały nas kijami po tyłkach. Karta podbita wskakuję na Junaka i
ruszam dalej. Jadę, ciemność, nagle pęd
powietrza zrywa ze zbiornika moje karty z punktami orientacyjnymi trasy, szukam
w egipskich ciemnościach, odzyskuje część, ale nie ma tej, która jest mi
potrzebna teraz. Nadjeżdżają dwa GSy
szybko wskakuje na moją maszynę i cisnę za nimi. Przez jakiś czas udaje mi się
utrzymać kontakt wzrokowy, tym bardziej że na krętych drogach nie mogły
rozwinąć większej prędkości to pozwoliło mi utrzymać się w szyku, kosztowało
mnie to sporo wysiłku, gdyż dla mnie to były prędkości prawie maksymalne. Zgubili
mnie dopiero na dłuższych prostych. Całe szczęście przejeżdżał następny
motocykl, jakiś zielony szerszeń typowo terenowy, chłopak jechał spokojnie więc mogłem za nim
nadążyć. Na kolejny punkcie kontrolnym w
rekach trzymaliśmy beczki po piwie na czas, do karty wbite punkty i na szlak,
tym razem już w kompani z „zielonym szerszeniem”. Dość trudny w tych warunkach okazał się wjazd
na górę widokową, tym bardziej, że jeden z chłopaków miał wypadek i złamał
nogę. Przykra sprawa.
Kiedy przyjeżdżałem na metę, na trasę ruszali
ostatni zawodnicy.
Miło było popatrzeć na miny wszystkich tych do,
których dotarło, że mój Junak ukończył nocny etap, bez taryfy ulgowej.
Jeszcze tylko droga do Przystani i o 23,30 stanąłem
przy ognisku z zamiarem upieczenia kilku kiełbasek. Rano pobudka, czeka na nas
kolejny etap, tym razem dzienny, mam do pokonania około 150 km po Bieszczadach.
Dopiero
o świcie zrobiłem przegląd Junaka. Nic nie odpadło, nic nie trzeba było
dokręcać, łańcuch wymagał tylko obsługi, wystarczyło naciągnąć i nasmarować. Rumak
był gotowy
do drogi.
Na
starcie stanąłem o 10 i od razu ruszyłem w trasę, pierwszy odcinek specjalny to
podjazd
w lesie, wąską dróżką, po zgniłych liściach.
Podjechałem, choć z pomocą, ktoś popchną mnie z tyłu opony złapały przyczepność
i poszliśmy w górę. Przez pewien czas jechałem sam, przyznam się bez bici, szło
mi to opornie, bałem się że w tym tempie zawodów nie skończę do końca
niedzieli. Na szlaku spotkałem Jacka i Pawła na GSach, mieli problemy z
podjazdem, mój Junaczek tak sprytnie podjechał, że ich zatkało, spytałem czy mogę zabrać się z nimi, panowie
byli wyposażeni w GPS co bardzo ułatwiało orientację w terenie. Jednak musiałem ostro cisnąc aby nie pozostać
w tyle, po szutrach i bezdrożach dochodziło na liczniku do 80 km/h Junak leciał jak wariat, myślałem, że zaraz
się rozpadnie, ale nie, on jeszcze przyspieszał. Jedyną rzeczą, którą zgubiłem były
nożyczki, wypadły mi z sakwy. Organizatorom należą się duże brawa, za dobór
tras pod względem wizualnym, było po prostu pięknie. Na pokonanie 150 km
potrzebowałem przy GSach 8 godzin, były jeszcze wiele brodów, zjazdy, podjazdy, serpentyny, górskie parowy
wypełnione wodą i połoniny na, których chwilami pasły się nasze rumaki.
Wypalarki, wywrotki, szczęśliwe zakończenia, Rajd okazał się świetną imprezą.
Poproszę o więcej. Na początku imprezy Junak jak szara mysz nie budził
zainteresowania, za to po, każdy to poznał jego przygody chciał mieć z nim
zdjęcie, oto motocykl z najmniejszą pojemnością na Rajdzie, a mimo to ukończył
go bez taryfy ulgowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Kultura wypowiedzi nic nie kosztuje, zachęcam każdego do pisania komentarzy. Jeżeli jednak zamierzasz czepiać się błędów ortograficznych, chcesz komuś "dokopać" tylko dla tego, że zupa była za słona lub wściekasz się gdyż ktoś ma odmienne zdanie, a twój zasób słownictwa ogranicza się do przekleństw, to licz się z tym, że komentarz może zostać usunięty.