środa, 8 lipca 2015

Ararat - Rumunia

  
                                                                            Gdzieś w Rumuni - Dej 8 lipca 2015r

Co za droga! Podobna do tej pod Smolnikiem, drogowcy omijają ją z daleka, a dziury łatane są zrzutami z samolotu i to niecelnie. Jedna wielka łata, wybudowana pewnie za czasów młodości Czauczesku. Czuje się jakbym przemieścił się w czasie co najmniej o 70 lat. Zatrzymałem się w małym obdrapanym hoteliku na rogatkach miasta, w kranie zimna woda, ubikacja na korytarzu, jedyny plus to recepcjonista, śliczna jak z obrazka, tylko ma jedną wadę mówi wyłącznie po Rumuńsku.



 To wszystko to mały pikuś, na Słowacji policja dwa razy chciała wlepić mi mandat, za każdy razem kiedy prosiłem o dowody w postaci jakiegoś zapisu wideo dochodziło do awantury, straszyli więzieniem, sądem.

 Za każdym razem kiedy odmawiali okazania nagrań to ja im grzecznie odmawiałem zapłaty. No nie było do śmiechu, brali na przetrzymanie, stroili marsowe miny, ciągle gdzieś wydzwaniali i coś uzgadniali gapiąc się na mnie złowrogo,  zmniejszali kwoty mandatu, jeden stwierdził żeśmy wszyscy są hardzi, i że powinienem zapłacić, bo wszyscy płacą i nie marudzą, a na koniec rzucił, że tylko z Polakami mają kłopoty i mam jechać i coś tam dodał czego przetłumaczyć nie potrafię, splunął przy tym, cwel jebany. Potem były Węgry i sielanka w podróży, po drodze zatrzymałem się na obiad w przydrożnej karczmie, był bogracz.

To była ostatnia dobra rzecz jaka mnie spotkała, jak tylko przekroczyłem granicę z Rumunią złapałem kapcia, całe szczęście nic groźnego, ot kawał drutu wbity w oponę, powietrze schodziło powoli. Od wyprawy do Włoch wożę ze sobą zestaw naprawczy do opon, ponad godzina spędzona na poboczu i można było jechać dalej.

W Baia Mare tankowałem paliwo, poszedłem do kasy zapłacić, jakaś pierdolona kurwa gwizdnęła mi tanbaga wraz z aparatem i tabletem, odciął go jakimś ostrym narzędziem. Psi syn oby się udławił. Policja przyjechała, wzruszyła ramionami, zapraszali na komisariat, ale od razu zaznaczyli, że nikt po angielsku nie rozmawia. Co było robić? Machnąłem ręką i pojechałem dalej, kupie gdzieś w tym Rumunowie jakiś aparat, może w Belgradzie? Póki co podpieram się aparatem z komórki. Walnę zaraz jakiegoś browara, coś zjem i pójdę spać jutro dalej w drogę z dala od tej "cywilizacji".

 Tu drogi czytelniku zadam pytanie, czy mam pisać relację dalej?
Przyznaję się bez bicia to czysta fantazja, powstała wyłącznie z potrzeby podróżowania, co prawda jest światełko w tunelu, ale to nie w tym roku i choć zapowiada się równie daleko i ciekawie to jednak nie będzie w tym kierunku. Zobaczymy, a teraz ponawiam pytanie, czy pisać dalej.

 Piszcie proszę w komentarzach i mam nadzieję, że nie gniewacie się na mnie.
Pozdrawiam z Gdyni z krzesła przy stole, Jaskiniowiec.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kultura wypowiedzi nic nie kosztuje, zachęcam każdego do pisania komentarzy. Jeżeli jednak zamierzasz czepiać się błędów ortograficznych, chcesz komuś "dokopać" tylko dla tego, że zupa była za słona lub wściekasz się gdyż ktoś ma odmienne zdanie, a twój zasób słownictwa ogranicza się do przekleństw, to licz się z tym, że komentarz może zostać usunięty.