Droga na Węgry
Przekroczyłem granicę Słowacko – Węgierską i odrazy gęba mi
się uśmiechnęła
Zaraz poczułem się lepiej, Słowacy co prawda nic mi nie
zrobili, ale to lud jakby z innej planety, jakieś takie dziwaki. Słowacja bardzo
różni się od Polski na korzyść oczywiście dla naszej Ojczyzny, na pomnikach
czołgi z czerwoną gwiazdą, nie wiadomo
czy to miasto czy wieś . Wygląda to gorzej niż u nas za komuny.
Tak jakby siedzieli w tym systemie po uszy i wyleźć nie chcieli. W terenie zabudowanym ograniczenie do 50 km, a poza tylko 70 no na autostradach można do 100, ale ja żadnej nie widziałem . Wlokłem się niemiłosiernie. I dla tego trochę mi zajęło pokonanie 150 km bo tyle ma Słowacja w tym miejscu między Polską, a Węgrami. Kiedy wjechałem do pierwszego miasta po Węgierskiej stronie, a było to Sátoraljaújhely postanowiłem poszukać jakiejś bezpiecznej przystani, tym bardziej, że cały czas padało, to nie był dobry czas na dziki nocleg, chciałem się wykąpać i wyspać w łóżku. Pierwszego napotkanego Węgra zapytałem czy zna jakąś niedrogą kwaterę. Ja mu oczywiście na wstępie, że jadę z Polski, gość wsiadł do swojego auta i objechał ze mną pół miasta w poszukiwaniu czegoś za niewygórowana cenę. Ot i siedzę sobie na dziedzińcu owej kwatery, właścicielka trochę mówi i rozumie po naszemu, sączę sobie coś tam z colą i pisze te słowa…
Dojechałem na Węgry po 18, były dwa powody.
Pierwszy to ślamazarny start z Bieszczadzkiej Przystani, ja
zwyczajnie lubię to miejsce oraz jej gospodarzy, Marka i Martę.
Kiedy przyjechałem Marek był w strasznym nie w sosie.
Dopiero wieczorem trochę się otworzył i zaczął opowiadać jakie buractwo jeździ
na motocyklach. Niestety im droższy motocykl tym większy burak, mówię od razu,
że nie wszyscy, ale….Przyjechał raz gościu i siedząc przy ognisku z buta
potraktował psa gospodarzy, którego oni traktują
jak członka rodziny, zresztą jeśli ktoś z was ma pieska to wie o czym mówię. Inny „pacjent” na terenie przystani spuszcza
psa, który na oko waży 50 kg, a sunia 5 i na uwagę, że na psa trzeba trzymać na
smyczy zasugerował, że jak będzie miał ochotę to poszczuje tym swoim bykiem. Malo
tego te typ obsmarował w necie, ale przedstawił swoja wersję wydarzeń. No i takich przykładów można mnożyć, powiem
tylko, że były bardziej drastyczne przypadki.
No i przestałem się Markowi dziwić. I tak siedzą do północy
przy piwku dziwiliśmy się jki tej świat jest pojebany. Jeśli używacie taki zwrotów
jak: dzień dobry, proszę, dziękuję, do
widzenia to w Przystani zawsze znajdziecie miejsce, chamstwo wylatuje za bramę.
Jak się spakowałem, była 11, ruszyłem do Sanoka, przejeżdżając
przez Lesko, przypomniałem sobie o punkcie widokowym, który zaliczyłem podczas bieszczadzkiego
rajdu, zapytałem tubylców, ci wskazali mi drogę i ruszyłem podziwiać widoki,
który mi wówczas nie było dane z prostej przyczyny było sakramencko ciemno.
Punkt jest na wysokości 550 mnpm i rozpościera się z tamta piękny
widok na Bieszczady.
Warto tam zajechać tylko trzeba uważać droga jest strasznie
kręta.
Zjechałem powoli, co uwieczniłem na filmie i ruszyłem na
Komańczę, aby przekroczyć granicę Polsko Słowacką. Resztę już znacie. Węgierki są
piękne, przynajmniej te, które widziałem, Pozdrawiam z Węgier , Jaskiniowiec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Kultura wypowiedzi nic nie kosztuje, zachęcam każdego do pisania komentarzy. Jeżeli jednak zamierzasz czepiać się błędów ortograficznych, chcesz komuś "dokopać" tylko dla tego, że zupa była za słona lub wściekasz się gdyż ktoś ma odmienne zdanie, a twój zasób słownictwa ogranicza się do przekleństw, to licz się z tym, że komentarz może zostać usunięty.