niedziela, 21 sierpnia 2016

Sycylia

Prom

Rano budzi delikatne kołysanie, za bulajem widać spokojne morze, słońce dopiero wstaje nad horyzontem. Kiedy w nocy uciekłem z pokładu przed deszczem, położyłem się spać obok kontaktu, mogłem naładować wszystkie baterię. Wyszedłem na pokład, delikatny wiatr przepędził z twarzy resztę snu, robię kilka prostych ćwiczeń, aby pobudzić krążenie.
Dookoła pustka, równie dobrze mogłem być gdzieś na Pacyfiku. Musiały upłynąć kolejne dwie godziny, za nim weszliśmy do Bari. Wszyscy rzucili się do wind i w kierunku schodów, nic z tego personel pokładowy skutecznie studzi nasz zapał, wszyscy musieli siedzieć i czekać. Dopiero przed 10 można było opuścić prom, zjechałem powoli na włoska ziemię.



Bari nie robi dobrego wrażenia, nie budzi mojego zainteresowania. Szukam drogi w kierunku Matery, nadrabiam kilometry, podświadomie jestem spragniony prędkości, po tygodniu spędzonym na Bałkanach, gdzie rzadko mogłem jechać z maksymalna prędkością, teraz rwę do przodu niczym pocisk, wyciskam z mojego rumaka wszystkie soki. Być może jechałbym tak przez cały dzień, ale poczułem się głodny, ostatni raz jadłem w Dubrowniku, nawet nie pamiętam co to było, a już sobie przypomniałem, były to kanapki z serem i czymś tam.








 Zjeżdżam z autostrady, do najbliższego miasta ma 5 km, Pisticci małe miasteczko około 17 tyś mieszkańców, położone na górze  z malowniczym widokiem. Szukałem sklepu spożywczego, jechałem powoli ulicami i zerkałem w siatki tubylców, jest, mam trafiłem. Wchodzę do środka, zamawiam bułkę z szynką, płacę i wychodzę ze sklepu, staje obok Junaka i pożeram kanapkę i z ciekawością obserwuję mieszkańców. Dzieciaki wracające ze szkoły, kopiące piłkę, policjant na służbie, kobiety wracające z zakupami, wszyscy się znają, z zaciekawieniem zerkają na mnie, jestem obcy, sam i na motocyklu wyładowanym po niebo. Z całą pewnością wzbudzam zainteresowanie,  wszędzie gdzie tylko się pojawię i zatrzymam na chwilę. Czasem ta ciekawość jest intensywna,  ale zawsze przyjazna i ja taki jestem, na pozdrowienie odpowiadam pozdrowieniem, na uśmiech uśmiechem. Zawsze staram się odpowiadać na pytania, które z reguły są podobne, skąd jadę, dokąd, jaką pojemność ma mój motocykl, jak długo będę jechał. Kiedy zjadłem bułkę, wszedłem do sklepu jeszcze raz Włoszka stojąca za ladą uśmiechnęła się kiedy poprosiłem o jeszcze jedną bułkę z szynką.


Na mojej mapie miałem zaznaczone, opuszczone miasto Craco.  Zjechałem z głównej drogi w poszukiwaniu. Niestety miałem kłopoty z odszukaniem tego miejsca. Nawet tubylcy wskazywali odmienne kierunki, po dwóch godzina w spędzonych w pełnym słońcu miałem serdecznie dość.
 Zamiast miasta spotkałem  sympatycznego pieska. Chciałem rozprostować kości i coś zjeść,  mały zaczął nieufnie kręcić się wokół mnie, na początku nalałem mu wody, tego dnia było strasznie gorąco, a on bardzo dyszał i tak zdobyłem jego zaufanie, potem podzieliłem się z nim moim śniadaniem, był trochę wychudzony, zaległem na trawie, a ten smyk położył się obok, pysk na nodze i patrzał mi w oczy, ileż one mówiły. Biegł jeszcze za mną kiedy odjeżdżałem, zabrałbym go ze sobą tylko jak? Fajny psiak, mam nadzieję, że ktoś go przygarnie, jakaś łajza wyrzuciła go z domu, albo z samochodu, miał jeszcze łańcuszkową obrożę. Ot psia dola.



Kolejna przerwa wypadła w pobliżu Borgata Marina, mijałem starą twierdzę nad morzem i nagle zapragnąłem znaleźć się  w nim. Zjechałem z drogi, zaparkowałem tuż przy plaży. Zszedłem na brzeg, woda była ciepła, jednak chłodniejsza od powietrza, szybko zrzuciłem ubranie, buty, skarpety i nagle syknąłem, kamienie były mocno rozgrzane, nie dało się stąpać po nich  bez klapek, sycząc i podrygując doszedłem do morza i zanurzyłem się w nim po uszy. Woda była słona i ciepła, nagle zapragnąłem zanurzyć się w sinych falach Bałtyku. Nie znalazłem ochłody, zrobiłem kilka zdjęć i ruszyłem dalej.



Dzień skończyłem w Paola, znalazłem kemping za 15 euro, miał być Internet dostępny w barze, ale niestety trzeba było za niego słono płacić, zrezygnowałem, wypiłem piwo i poszedłem spać.
Wstałem przed 5 spakowałem graty i ruszyłem dalej, tego dnia chciałem stanąć pod Etną.
Do Villa San Giovann dojechałem około 14, teraz tylko prom i jestem na Sycylii.
Kiedy prom zbliżał się do Messyny nad miastem rozpętała się burza, błyskawice  biły w morze co chwilę, chmury leżą nisko, leje jak nic.












Zmokłem, to było do przewidzenia, na nic się zdało chowanie pod daszkami, na stacjach, jak tylko przestawało padać jechałem dalej, po kilku km znów ulewa i tak do Katanii.
Wjechałem w wąskie uliczki, w poszukiwaniu sklepu, byłem głodny, zatrzymałem obok sklepu spożywczego, kupiłem bułę z szynka, do tego oliwki, oraz suszone pomidory w oliwie. Było smaczne, jednak za każdym kęsem wspominałem jedzenie na Bałkanach. We Włoszech jest drogo.



Najedzony i z lepszym humorem ruszyłem w głąb wyspy, w kierunku wulkanu. Kręta droga prowadziła przez wioski i miasteczka, kierowałem się znakiem, który wskazywał drogę na punkt widokowy. Zbliżała się 19, najwyższa pora aby zakończyć tego dnia  podróż i przygotować się do snu. Zatrzymałem się na przy zamkniętej stacji benzynowej, stałem tak chwilę i zastanawiałem się co dalej, w pewnym momencie zatrzymał się samochód, podszedłem i zapytałem o kemping. Gość odwrócił głowę w przeciwną stronę i brodą wskazał mała zapyziałą tabliczkę z napisem ”kemping”.
Zjeżdżam z drogi w kierunku, który wskazuje tablica, wąska dróżka między domami zaprowadziła mnie na pole namiotowe. Żywego ducha, co prawda stoi dom, ale pusty, jakieś dwie przyczepy i to wszystko, tuz obok ogród z drzewkami oliwnymi. 













Cisza.
Niezrażony rozbijam namiot, z wyjście skierowanym w kierunku Etny,  pod wieczór na pole wjeżdża samochód, od kierowcy dowiedziałem się, że doba kosztuje 15 euro i właścicielem jest Luigi i to jemu trzeba zapłacić. Mogłem odpocząć, zjadłem kolację i nagrałem kolejną relację, niestety wulkan schowany była za chmurami, jakie rozczarowanie, choć w głębi duszy czuję spełnienie, że dotarłem, dałem radę i Junak dał radę, przecież za nami tysiące kilometrów i to wszystko w dwa tygodnie. Gdyby nie szczupłe środki objechałbym Sycylię dookoła, a tak trzeba będzie się zbiera i wracać do domu, a przecież droga powrotna to minimum tydzień w siodle, po drodze Neapol, Monte Cassino, Rzym i Suzzano.
Kiedy zrobiło się ciemno wskoczyłem do śpiwora i poszedłem spać, obudziłem się o 2 w nocy, pęcherz zdrajca wygonił mnie z legowiska, wykorzystałem moment i zrobiłem kilka zdjęć, po chwili znów słowiański niedźwiedź zapadł w sen. Rano spotkała mnie nagroda z trudy wyprawy, Etna odsłoniła swoje oblicze na około 20 minut, mogłem podziwiać i fotografować, kiedy już stwierdziła, że starczy nakryła się chmurami i tyle ją widziałem.
Te chmury przesądziły o moim pobycie na wyspie, zrezygnowałem z próby podjechania bliżej do Etny, po prostu nie było co oglądać, cały stożek był schowany. Ruszyłem w kierunku autostrady, aby po 1,5 godziny stanąć w Messynie na przeprawie promowej. Musiałem poczekać do 9, kupiłem bilet i znalazłem się na promie, który płyną w kierunku kontynentalnej części Włoch.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kultura wypowiedzi nic nie kosztuje, zachęcam każdego do pisania komentarzy. Jeżeli jednak zamierzasz czepiać się błędów ortograficznych, chcesz komuś "dokopać" tylko dla tego, że zupa była za słona lub wściekasz się gdyż ktoś ma odmienne zdanie, a twój zasób słownictwa ogranicza się do przekleństw, to licz się z tym, że komentarz może zostać usunięty.