środa, 10 sierpnia 2016

Dubrownik


Wstałem przed szóstą, zebrałem cały majdan, spakował, przytroczyłem do Junaka.
Co dzień, kiedy opuszczam miejsce kilkukrotnie przeszukuje pokój czy czegoś nie zostawiłem.
Ładowarki, aparaty, kamery, zawsze biorę tego za dużo.





Poszedłem zdać klucze od pokoju,  bar był właśnie otwierany, zaproponowano mi kawę, którą z przyjemnością wypiłem, jednak na śniadanie nie znalazłem miejsca, czułem, że kolacja jeszcze nie została strawiona, więc odpuściłem. Pożegnałem Użice i ruszyłem w kierunku Mokrej Góry i granicy z Bośnią.

Czterdzieści kilometrów pokonałem dość sprawnie, na granicy musiałem wykupić zielona kartę za 20 euro, to jedyna opłata graniczna w całej podróży nie licząc piątaka w Austrii za winietę. 
Miałem do pokonania tego dnia około 300 km, tyle miej więcej było do Dubrovnika.
Porzuciłem plan aby zobaczyć most na Tarze, mam nadzieję, że jeszcze będzie mi dane, niestety czasu na wszystko było coraz mniej a i fundusze powoli topniały, nawet Mostar sobie odpuściłem, choć miałem do niego raptem 15 kilometrów, wystarczyło tylko skręcić w prawo. Wiedziałem jednak, że to może skończyć podróż, piętnaście w jedną piętnaście kilometrów  w drugą stronę, to już prawie godzina, postój w mieście może pochłonąć kolejne dwie lub trzy godziny i z 15 km zrobi się pół dnia. Nie, jeśli miałem wylądować na Sycylii to trzeba było jechać. Mostar poczeka, most na Tarze również.

Około 11 poczułem, że trawienie kolacji  zakończyło się definitywnie, zbiegło się to z momentem, w którym wyjechałem zza zakrętu i zobaczyłem ruszt, od razu poczułem się głodny i tego by nie ugasił żaden twarożek. Zajechałem pod zajazd, podszedłem do rożna, a tam na ruszcie piekło się jagnię. Niestety aby skosztować, musiałbym jeszcze z godzinę poczekać, zamówiłem kawę i śniadanie,  a dostałem obiad. Jak zwykle wszystko smaczne, góra mięcha, warzyw, frytek. Człowiek jak wstaje od stołu na Bałkanach to jest syty na resztę dnia.

Będąc około sto km przed celem podróży mijałem po prawej wielki monument, bez czytania w przewodnikach i na tablicach informacyjnych wiedziałem co to jest za miejsce.
Sutjeska, miejsce jednej z największych  bitew jaką stoczyli Jugosłowiańscy partyzanci z regularną armią Niemiecką,  więcej o bitwie znajdziecie tu



W ten gorący dzień, kiedy słonko stało w zenicie wszedłem na wzgórze, na którym stoi pomnik ku czci tych co polegli, aby nakręcić kolejną relację.
Obecnie Sutjeska to park narodowy, byłem zaczarowany, góry malownicze,  po prostu piękne.  Całe szczęście, że jechałem około 40 km/h.









To było ostatnie miejsce na trasie, zbliżałem się do Dubrownika.


Kolejna granica, odprawa ekspresowa, wystarczyło okazać dowód osobisty. Jadę zboczem góry, po lewej wyłania się Adriatyk, jeszcze jeden podjazd i już widzę starą twierdzę, charakterystyczny port, wyspy.






Wjazd od południa do Dubrownika dostarcza niesamowitych wrażeń, błękitne morze, wysepki, wielkie jachty zacumowane na redzie. Zatrzymuje się na chwilę na parkingu, który jest jednocześnie punktem widokowym. Podchodzi do mnie tubylec oferując pokój na  wynajem. Za drogo i za daleko od centrum, robię kilka zdjęć i ruszam w kierunku portu. Szybko znalazłem kapitanat, tam dowiedziałem się gdzie znajdę kasy na prom do Bari. Prom kursuje co dwa dni, załapałem się akurat na okienko, czyli mam przed sobą noc i cały dzień na zwiedzanie miasta. Tak rozmyślając podszedł do mnie starszy pan i zaproponował nocleg, szybko dobiłem targu, byłem zadowolony, moja kwatera była tuż obok potu jachtowego.  Kiedy tylko się rozpakowałem, zmysłem z siebie drogowy  kurz i przebrałem w czyste rzeczy, mogłem wyjść do ludzi jak cywilizowany człowiek. Wieczór spędziłem na tarasie popijając piwo z sympatyczną para za Słowacji. Rozmawialiśmy w ojczystych językach i nie było żadnego problemu ze zrozumieniem.


Kiedy zapadła noc, a moi nowi  towarzysze udali się na spoczynek, ruszyłem z aparatem w kierunku najstarszej części Dubrownika. Dopiero o drugiej położyłem się spać, od chodzenia bolały mnie nogi, trochę odzwyczajone, ostatnimi czasy mniej używane. 
Na drugą turę ruszyłem dopiero o 10. Tym razem zagłębiłem się w wąskie uliczki. Szukałem śladów Westeros, znalazł tylko żelazny tron z Królewskiej Przystani, aby na nim usiąść musiałbym zapłacić 5 euro. Jako że królowie żyją krótko zrezygnowałem z tej wątpliwej przyjemności. W zamian zrobiłem sobie pamiątkowe zdjęcie ze szturmowcem Imperium.

























Tak mi zszedł dzień cały, około 18 pożegnałem moich gospodarzy i ruszyłem w kierunku portu, aby dostać się na prom do Bari, bilet kupiłem z samego rana, Dopiero o 21,30 wjechałem pod pokład. Junaka marynarze unieruchomili pasami  do burty, a ja mogłem udać się na górny pokład i czekać, aż odbijemy od nabrzeża. Prom ruszył punktualnie, wraz z pasażerami obserwowałem wyjście w morze. Kiedy zanurzyliśmy się w noc, która była czarna jak smoła, zrobiłem sobie legowisko na ławce po gołym niebem, dopiero po północy deszcz i  silny wiatr zagonił mnie pod pokład. Do Bari wejdziemy około 8 rano, w końcu mogłem odespać Dubrownik.

W Dubrowniku za zakupy w sklepach i na stacji benzynowej zapłacisz zwykłą kartą, na której mamy złotówki, nie przyjmują za to Euro, trzeba mieć Kuny w Bośni z kolej  bez problemu zapłacisz Euro lub kartą, praktycznie wszędzie.

Wyprawę napędza AlMot właściciel marki Junak.

Kamerę i aparat na wyprawę udostępnił Salon Sony w Riviera Gdynia

Torby motocyklowe oraz blokadę na tarczę od AGM - Torby i akcesoria motocyklowe

Kamerę sportową S70 wraz z akcesoriami AEE POLSKA 

Kurtkę oraz spodnie na wyprawę udostępniła



















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kultura wypowiedzi nic nie kosztuje, zachęcam każdego do pisania komentarzy. Jeżeli jednak zamierzasz czepiać się błędów ortograficznych, chcesz komuś "dokopać" tylko dla tego, że zupa była za słona lub wściekasz się gdyż ktoś ma odmienne zdanie, a twój zasób słownictwa ogranicza się do przekleństw, to licz się z tym, że komentarz może zostać usunięty.