Wstałem
przed szóstą, zebrałem cały majdan, spakował, przytroczyłem do Junaka.
Co dzień, kiedy opuszczam miejsce kilkukrotnie przeszukuje pokój czy czegoś nie
zostawiłem.
Ładowarki,
aparaty, kamery, zawsze biorę tego za dużo.
Poszedłem
zdać klucze od pokoju, bar był właśnie
otwierany, zaproponowano mi kawę, którą z przyjemnością wypiłem, jednak na
śniadanie nie znalazłem miejsca, czułem, że kolacja jeszcze nie została
strawiona, więc odpuściłem. Pożegnałem Użice i ruszyłem w kierunku Mokrej Góry
i granicy z Bośnią.
Czterdzieści
kilometrów pokonałem dość sprawnie, na granicy musiałem wykupić zielona kartę za
20 euro, to jedyna opłata graniczna w całej podróży nie licząc piątaka w
Austrii za winietę.
Miałem do
pokonania tego dnia około 300 km, tyle miej więcej było do Dubrovnika.
Porzuciłem
plan aby zobaczyć most na Tarze, mam nadzieję, że jeszcze będzie mi dane,
niestety czasu na wszystko było coraz mniej a i fundusze powoli topniały, nawet
Mostar sobie odpuściłem, choć miałem do niego raptem 15 kilometrów, wystarczyło
tylko skręcić w prawo. Wiedziałem jednak, że to może skończyć podróż,
piętnaście w jedną piętnaście kilometrów
w drugą stronę, to już prawie godzina, postój w mieście może pochłonąć
kolejne dwie lub trzy godziny i z 15 km zrobi się pół dnia. Nie, jeśli miałem
wylądować na Sycylii to trzeba było jechać. Mostar poczeka, most na Tarze
również.
Około 11
poczułem, że trawienie kolacji
zakończyło się definitywnie, zbiegło się to z momentem, w którym
wyjechałem zza zakrętu i zobaczyłem ruszt, od razu poczułem się głodny i tego
by nie ugasił żaden twarożek. Zajechałem pod zajazd, podszedłem do rożna, a tam
na ruszcie piekło się jagnię. Niestety aby skosztować, musiałbym jeszcze z
godzinę poczekać, zamówiłem kawę i śniadanie,
a dostałem obiad. Jak zwykle wszystko smaczne, góra mięcha, warzyw,
frytek. Człowiek jak wstaje od stołu na Bałkanach to jest syty na resztę dnia.
Będąc około
sto km przed celem podróży mijałem po prawej wielki monument, bez czytania w
przewodnikach i na tablicach informacyjnych wiedziałem co to jest za miejsce.
Sutjeska,
miejsce jednej z największych bitew jaką
stoczyli Jugosłowiańscy partyzanci z regularną armią Niemiecką, więcej o bitwie znajdziecie tu
W ten gorący
dzień, kiedy słonko stało w zenicie wszedłem na wzgórze, na którym stoi pomnik
ku czci tych co polegli, aby nakręcić kolejną relację.
Obecnie
Sutjeska to park narodowy, byłem zaczarowany, góry malownicze, po prostu piękne. Całe szczęście, że jechałem około 40 km/h.
To było
ostatnie miejsce na trasie, zbliżałem się do Dubrownika.
Kolejna
granica, odprawa ekspresowa, wystarczyło okazać dowód osobisty. Jadę zboczem
góry, po lewej wyłania się Adriatyk, jeszcze jeden podjazd i już widzę starą
twierdzę, charakterystyczny port, wyspy.
Wjazd od
południa do Dubrownika dostarcza niesamowitych wrażeń, błękitne morze, wysepki,
wielkie jachty zacumowane na redzie. Zatrzymuje się na chwilę na parkingu,
który jest jednocześnie punktem widokowym. Podchodzi do mnie tubylec oferując
pokój na wynajem. Za drogo i za daleko
od centrum, robię kilka zdjęć i ruszam w kierunku portu. Szybko znalazłem
kapitanat, tam dowiedziałem się gdzie znajdę kasy na prom do Bari. Prom kursuje
co dwa dni, załapałem się akurat na okienko, czyli mam przed sobą noc i cały
dzień na zwiedzanie miasta. Tak rozmyślając podszedł do mnie starszy pan i
zaproponował nocleg, szybko dobiłem targu, byłem zadowolony, moja kwatera była
tuż obok potu jachtowego. Kiedy tylko
się rozpakowałem, zmysłem z siebie drogowy
kurz i przebrałem w czyste rzeczy, mogłem wyjść do ludzi jak
cywilizowany człowiek. Wieczór spędziłem na tarasie popijając piwo z
sympatyczną para za Słowacji. Rozmawialiśmy w ojczystych językach i nie było
żadnego problemu ze zrozumieniem.
Kiedy
zapadła noc, a moi nowi towarzysze udali
się na spoczynek, ruszyłem z aparatem w kierunku najstarszej części Dubrownika.
Dopiero o drugiej położyłem się spać, od chodzenia bolały mnie nogi, trochę
odzwyczajone, ostatnimi czasy mniej używane.
Na drugą turę ruszyłem dopiero o
10. Tym razem zagłębiłem się w wąskie uliczki. Szukałem śladów Westeros,
znalazł tylko żelazny tron z Królewskiej Przystani, aby na nim usiąść musiałbym
zapłacić 5 euro. Jako że królowie żyją krótko zrezygnowałem z tej wątpliwej przyjemności.
W zamian zrobiłem sobie pamiątkowe zdjęcie ze szturmowcem Imperium.
Tak mi zszedł dzień
cały, około 18 pożegnałem moich gospodarzy i ruszyłem w kierunku portu, aby
dostać się na prom do Bari, bilet kupiłem z samego rana, Dopiero o 21,30
wjechałem pod pokład. Junaka marynarze unieruchomili pasami do burty, a ja mogłem udać się na górny
pokład i czekać, aż odbijemy od nabrzeża. Prom ruszył punktualnie, wraz z
pasażerami obserwowałem wyjście w morze.
Kiedy zanurzyliśmy się w noc, która była czarna jak smoła, zrobiłem sobie legowisko na ławce po gołym niebem, dopiero po północy deszcz i silny wiatr zagonił mnie pod pokład. Do Bari wejdziemy około 8 rano, w końcu mogłem
odespać Dubrownik.
W Dubrowniku za zakupy w sklepach i na stacji benzynowej zapłacisz zwykłą kartą, na której mamy złotówki, nie przyjmują za to Euro, trzeba mieć Kuny w Bośni z kolej bez problemu zapłacisz Euro lub kartą, praktycznie wszędzie.
W Dubrowniku za zakupy w sklepach i na stacji benzynowej zapłacisz zwykłą kartą, na której mamy złotówki, nie przyjmują za to Euro, trzeba mieć Kuny w Bośni z kolej bez problemu zapłacisz Euro lub kartą, praktycznie wszędzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Kultura wypowiedzi nic nie kosztuje, zachęcam każdego do pisania komentarzy. Jeżeli jednak zamierzasz czepiać się błędów ortograficznych, chcesz komuś "dokopać" tylko dla tego, że zupa była za słona lub wściekasz się gdyż ktoś ma odmienne zdanie, a twój zasób słownictwa ogranicza się do przekleństw, to licz się z tym, że komentarz może zostać usunięty.