Mamy za sobą dwa tygodnie, lepiej się znamy i lepiej
rozumiemy. Dzień zaczynam od wyciągania śpiocha z łóżka, przecież każdy po 9
godzinach chce skorzystać z łazienki. On nie, woli wylegiwać się w łóżku,
najlepiej pod kołderką z pyskiem na poduszce.
Biorę go na ręce, a on flaczeje, mało język się nie wysunie, prawie
widzę jego myśli „o matko tak mi dobrze, jeszcze trochę, tu tak ciepło, a na
dworze zimno”. „Nie chce mi się łazić, jeszcze żeby to był parter, a to czwarte
piętro. Postoję chwilkę to mnie zniesie, jestem cwany”.
Na dole smycz przypinam
do obroży, wychodzimy razem, skręcamy do lasu, tu odpinam małego, aby poszukał
sobie miejsca, ma już w tym wprawę, zajmuje mu to chwilę i już chce do domu. Na
nic moje zachęty, aby pospacerować z rana, patrzy na mnie i wzrokiem mówi „ty
zostań ja do łóżka wracam”. I tym
sposobem poranny spacer trwa nie więcej jak pięć minut, po schodach do góry
pędzi jakby go ktoś gonił. Jeszcze na chwilę przystanie w korytarzu, aby mu łapki wytrzeć potem leci do kuchni, gapi się na szafkę, dając do zrozumienia, że to pora karmienia, dostaje
pierwszą porcję. Śniadanie trwa szybciej niż wypowiedziane słowa „whippety to żarłoki,
o jakich świat nie słyszał”. Po śniadaniu pcha się bestia do łóżka,
następuję krótka przepychanka, kilka razy przypominam, że to nie jego miejsce, w
końcu do małego łebka dociera i idzie na swoje legowisko.
Piłuje do jedenastej, znów wychodzimy na spacer, tym razem schodzi bez
grymaszenia, razem idziemy pobiegać. Nie powiem, aby to robił z
przyjemnością, ot włóczy się za mną do czasu aż zauważy, że skręciliśmy w
stronę domu dopiero wtedy wychodzi na prowadzenie, ale tak jakoś niemrawo,
wręcz od niechcenia robi kilka kółek wokół mojej osoby i sunie prosto do domu…sprinter
herbowy, co ma trzy psy na tarczy dwa siedzą, a trzeci warczy. Wróciwszy do domu
nie oglądając się na nikogo idzie spać do późnego popołudnia. Gdzieś o szesnastej jak się już wybyczy,
dostaje dzikie oczy, zaczyna się jazda, lata z kapciami, zabiera poduszki
jednym słowem dokucza, kota molestuje do zabawy, szczeka, podjudza, zachęca i
wierci, nie ma rady trzeba się z nim pobawić w ruch idą piłki i gumowe zabawki on
chętnie je nam przynosi na wieczornym spacerze lata po lesie jakby tego nie
mógł za dnia zrobić. Trwa to do wyczerpania baterii. Na spacerze zbiera szyszki po drodze i pędzi przed siebie z taką prędkością,
że mimo iż mokro to kurzy się za nim. Tak teraz wygląda dzień mego whippeta. Jak
w zegarku wszystko się powtarza. Albo On za szybki albo ja za wolny, nie potrafię jeszcze uchwycić łobuza w biegu, ale mam nadzieję, że z czasem podciągnę swój warsztat jako fotograf.
W drugi dzień Nowego Roku spał do
10, potem pojechaliśmy do Gdyni trolejbusem, było tyle wrażeń, że po
powrocie padł jak nieżywy. Spał do 21, a potem zaczął szaleć, plaża i
morze nie zrobiły na nim wrażenia i jeszcze ten szczeniak Golden Retriever,
cały ubłocony, ciężki i jakiś taki dominujący, pokazałem mu gdzie raki
zimują...Mleczakami, tylko że on mało kumaty był i się nie przestraszył.
8 miesiecy |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Kultura wypowiedzi nic nie kosztuje, zachęcam każdego do pisania komentarzy. Jeżeli jednak zamierzasz czepiać się błędów ortograficznych, chcesz komuś "dokopać" tylko dla tego, że zupa była za słona lub wściekasz się gdyż ktoś ma odmienne zdanie, a twój zasób słownictwa ogranicza się do przekleństw, to licz się z tym, że komentarz może zostać usunięty.