Zamki, Krupówki i
tatrzańscy zbóje.
Bieszczady
rozpieszczają tym razem, za dnia jak i w nocy jest piękna pogoda, wstałem
o 4 z rana.
Jest czas, aby się
spokojnie spakować, złożyć namiot zaplanować następny etap podróży.
Dziś jedziemy do Zakopanego, mamy tam zarezerwowany nocleg
na Kampingu pod Krokwią.
Do Cisnej nie mogę rozstać się z Bieszczadami, śmigamy po
serpentynach, zjazdy i podjazdy, a przed nami piękne widoki, góry jakby mówiły
– stój, zatrzymaj się, zobacz jakie jesteśmy piękne.
Trochę bałem się o Junaka, ale spokojnie
dał radę. Ciężko było ruszyć w dalszą drogę, zielone szczyty kusiły, zapraszały.
Ostatni postój wypadł nam w Cisnej, zaczekałem na kolejkę bieszczadzką zrobiłem
kilka zdjęć i hajda dalej, przez Komańczę mkniemy do Dukli.
Przedtem były
Smolniki i droga, którą można opisać w jeden sposób – motocyklowa
katastrofa. Ktoś kleił tam asfalt od
początków jego istnienia, nie dało się jechać, obraz przed oczami był totalnie
rozmazany, kiedy dotarłem do Dukli i zobaczyłem równą drogę bardzo się
ucieszyłem taki byłem wytrzęsiony niczym napój agenta Jej Królewskiej Mościć.
To jak się okazało
było zwykłą torturą, jak tylko minąłem znak informacyjny, koniec miasta,
męki wróciły ze zdwojoną siłą. Droga Wojewódzka nr 993 to prawdziwa
tragedia. Kiedy dotarłem do Jasła, zatrzymałem się na chwilę, zrobiłem krótki
przegląd, aż dziw, że nic nie odpadło.
Za to teraz nagroda, droga równa jak stół, ciągnie się u podnóża
łańcucha gór, po prawej stronie mamy Beskid Niski, a po lewej rozciągają się
Doły Jasielsko Sanockie, żyć nie umierać, niewiadomo, w którą patrzeć stronę,
najbezpieczniej jednak przed siebie, po mimo soboty ruch jest spory. Docieram w
końcu do Nowego Sącza, kieruje się drogą wzdłuż Dunajca w kierunku Czorsztyna.
Jadąc więcej
zwracam uwagę na okolicę niż uważam na drogę, piękna trasa, Dunajec po lewej,
wprost z rzeki wysoko w niebo pnie się kobierzec ze świerków. Trochę
zazdroszczę tych widoków, okolice Tylmanowej to naprawdę coś pięknego, polecam
tą trasę Pieniny są tego warte. Zamek w Czorsztynie, oraz w Niedzicy oba
posadzone na skałach, dawniej strzegły szlaku handlowego oraz pobierały cło.
Junaka zostawiłem na parkingu pod bacznym okiem ciekawskich, sam udałem się na
zamek, za każdym razem wyglądało to tak samo, miałem zapewniona ochronę.
Z Czorsztyna na Nidzicę prowadzi bardzo ładna droga,
poprzetykana winklami, usiana zjazdami i podjazdami, radocha dla każdego
motocyklisty.
Kiedy mogłem odhaczyć kolejne punkty wyprawy, ruszyłem na
nocleg do Zakopanego, prowadziła mnie droga przez Białkę Tatrzańską.
Powinienem Tomkowi
podziękować raz jeszcze, za pomysł, który mi podsunął.
Otóż na całej trasie zarezerwowałem noclegi. Zwykle jeżdżę,
bez przygotowania, wystarczy mi namiot i śpiwór, jednak tym razem, dziękowałem
za każde łóżko, czystą pościel, prysznic i ciepłą wodę.
Zamiast podejść do
sklepu i zrobić zakupy, poszedłem na Krupówki i dałem się zbójom ograbić.
Połowa września, godzina 20 a na deptaku tabuny turystów, widok niesamowity
jeszcze żeby pogoda była, ale to padało, nic to jednak tej gromadzie ludzi nie
przeszkadzało.
Zamówiłem piwo i
skierowałem się do ogródka, tam poznałem sympatyczna parę, która jak się
okazało mieszka w Gdyni, jaki ten świat mały. Kiedy wyczerpały się tematy i
skończyła kolejna porcja złotego napoju ja poszedłem coś zjeść, a Maciej i
Sandra udali się na swoją kwaterę.
Zamówiłem dwa
krupnioki z grilla do tego szaszłyk, po chwili dostałem zamówienie, wszystko bardzo
smaczne jeszcze tylko świeży chleb, ogórek kiszony z beczki i góralska kapela, która
ostro przygrywała, jednak cena tego wszystkiego była iście zbójecka. Prawda
jest jednak taka, że następnym razem i tak tam pójdę, taki klimat maja.
Najedzony i opity,
niezbyt pewnym krokiem, doszedłem po pewnym czasie do swojego domku, krótka
toaleta i padłem na legowisko. Zasnąłem jak po zbójeckim ciosie, trwałem tak w tym
stanie do 4 rano. Jakaś zaczarowana godzina, a może to piwo sprawiło, że
wstałem, strasznie pić mi się chciało i ktoś naciskał na pęcherz, najpierw
łazienka, potem na bosaka, jeszcze śpiący, ruszyłem przez kamping z kubkiem w
dłoni, kierunek kuchnia, cel - zagotować wodę na herbatę z miodem.
Już nie było mowy o porannej drzemce, znów zacząłem się
pakować, szło mi to nad wyraz sprawnie, w końcu Junak staną pod domkiem na nowo
spakowany, po wstępnych oględzinach stwierdziłem, że wszystko jest na swoim
miejscu. Znów się nic nie odkręciło, a tak ostrzegali „zobaczysz jak tym
Chinolem wyjedziesz z garażu to zaraz się rozpadnie”, a tu proszę kolejne tysiące kilometrów za nami, a on wciąż
równo pracuje.
Pożegnałem Camping pod Krokwią,
jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie, zostawiłem naklejkę i obudziłem chyba
wszystkich gości, kiedy uruchomiłem silnik. Junak zaryczał niczym głodne
zwierze, wprowadził mnie tym samym w dobry nastrój z nieba woda nie padała,
choć pogoda nie nastraja, wbiłem jedynkę i ruszyłem na spotkanie przygody,
obrałem nowy kierunek - Kotlina Kłodzka, jednak po drodze był Prudnik i trochę
wspomnień, stacjonował tam w latach 80-tych 15 Pułk im. Ziemi Opolskiej, a ja
byłem jego żołnierzem. Przed nami nowe
drogi i nowe widoki, ale o tym w następnej relacji.
Część V Junakiem dookoła Polski - Kłodzko
Włóczykij i Jaskiniowiec |
Maciej i Sandra |
Latem to wygląda pięknie! a potem sprawdzić zimą jak przepięknie to jest, biało i po prostu przecudnie!
OdpowiedzUsuń