wtorek, 25 sierpnia 2015

Junak M12 -test długodystansowy- Bieszczady

.
Stoję na Placu Zamkowym w Warszawie przed Kolumną Zygmunta i czekam aż na ładuje się bateria od aparatu. Mam godzinną przerwę w podróży, droga przebiegła bez niespodzianek, no może oprócz porywistego wiatru, który wiał cały czas od frontu, co znacząco wpłynęło na spalanie M12, zamiast 2-3 litrów na 100, spalił prawie 4.
Choć na ten fakt może mieć wpływ, że motocykl był jeszcze nie dotarły i cały proces przechodził w trasie.
 Junak ciągnie równo bez żadnych niespodzianek, pierwsze 400 km pokonał z palcem w rurze tym bardziej, że nie mam możliwości zrobienia przeglądu 300 km.



 Dopiero w Bieszczadach będę miał możliwość przyjrzeć się mu bardziej dogłębnie, chodzi o zawory jednak na tą chwilę nie dochodzą do mnie żadne niepokojące sygnały. Pozycja za kierownicą bardzo dobra, polepsza ją dodatkowo torby od AGM, o które można się wygodnie oprzeć i podróżować niczym w fotelu. Ogólnie jestem zadowolony z M12, hamulec bębnowy bardzo wydajny, przedni tarczowy również, rezerwy w zbiorniku jest 3,5 litra, śmiało zrobimy na niej około 100 km, a przy sprzyjających warunkach nawet więcej, licznik czytelny nawet w pełnym słońcu, to co wcześniej brałem za wskaźnik naładowania akumulatora było w rzeczywistości wskaźnikiem poziomu paliwa.



 Bateria naładowana, ruszam z pod Kolumny Zygmunta w kierunku Wisłostrady i tu popełniam błąd za miast skręcić na Pragę i dalej na Lublin, jadę na Górę Kalwarię.
 Kto naszymi drogami kieruje? Przeznaczenie? A może Opatrzność?
 Chciałem jechać w Bieszczady nawet po zmroku, jednak na swojej drodze spotkałem Adama, kierowcę, motocyklistę, który zaczepił mnie z ciekawości na skrzyżowaniu i kiedy się dowiedział gdzie jadę zaproponował nocleg na swojej posesji.
 Posunął się nawet do kłamstwa, aby odwieść mnie od mojego postanowienia powiedział, że jego dom jest jakieś 4 km, było ze dwadzieścia. Ale, że jechałem w kierunku Sandomierza to nie protestowałem.



Tym sposobem wieczór spędziłem w dobrym towarzystwie, podjadłem, popiłem i spać gdzie miałem.
Rano ruszam dalej.

Bieszczadzka Przystań Motocyklowa
26 czerwca Czarna Górną.

Mój powrót w Bieszczady skończył się tęgą popijawą, do Przystani zjechało sporo ciekawych ludzi, była gitara, czysta i śpiew.
Przywitałem się serdecznie z Włóczykijem, rozpakowałem Junaka, postawiłem namiot i zbiłem jedno z piw, które kupiłem po drodze.

Tym razem droga strasznie mnie wymęczyła, duży ruch w większości generowany przez ciężarówki utrudniał podróż, na koniec jeszcze siąpiący deszczyk, który nie moczył jednak sprawił, że drogi od Rzeszowa zrobiły się śląskie.
Mimo tych trudności szczęśliwe dojechaliśmy na miejsce.
Od rana pada, dziś mam przerwę w podróży.

Mam to szczęście, że po drodze spotykamy ciekawych ludzi, tak było i tym razem. W Zwoleniu wypadł mi krótki postój, oglądałem wystawioną przed Urzędem Gminy wystawę dotyczącą wykopalisk, kiedy podszedł do mnie mężczyzna, przedstawił się okazało się, że to też motocyklista, zainteresował go mój Junak. Ryszard jeździ Hondą również samotnie.




































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kultura wypowiedzi nic nie kosztuje, zachęcam każdego do pisania komentarzy. Jeżeli jednak zamierzasz czepiać się błędów ortograficznych, chcesz komuś "dokopać" tylko dla tego, że zupa była za słona lub wściekasz się gdyż ktoś ma odmienne zdanie, a twój zasób słownictwa ogranicza się do przekleństw, to licz się z tym, że komentarz może zostać usunięty.