Junakiem RS125 do Rzymu to prawie trzy tygodnie w siodle,
ponad 6000 km w trasie, przed wyjazdem nakręcone prawie 1500 km, aby motocykl
dobrze dotrzeć. Łącznie w przeciągu jednego miesiąca nawinąłem ponad 7500 km. Pięć
europejskich państwa, droga wiodła przez Poznań, Pragę, Alpy, Genuę, Piza, Rzym i powrót z przygodami,
odrobina głupoty, trochę brawury, mieszek pecha i worek szczęścia. Ot i cała
wyprawa w pigułce. Motocykl na wyprawę ruszył tak jak go fabryka stworzyła, żadnych modyfikacji. Miało być podsumowanie, a więc zaczynamy.
Junak RS125 motocykl typu naked, silnik o poj. 125ccm,
prędkość maksymalna jaką udało mi się osiągnąć na autostradzie wraz ze
wszystkim klamotami to 115 km/h, prędkość podróżna od 85 do 95 km/h spalanie w
trasie, kiedy przemierzałem włoską prowincję nie przekraczało 2,7/100km, na
autostradach kiedy cisnąłem do oporu wzrosła do 3,3L/100km. Ładowność - 130
litrów.
Ergonomia w podróży bardzo dobra, motocykl ani razu mnie nie zawiódł, ani razu się nie zbuntował, razy wymieniłem olej, raz naciągnąłem łańcuch, co dzień na wieczór smarowałem łańcuch. Zawory po powrocie nie wymagały regulacji. Dzienne przebiegi od 200 km do prawie 1200 najdłuższa trasa prowadziła z Orvieto do Rzymu tego samego dnia powrót przez Florencję, Bolonię, Rovigo, Weronę, Trydent do Bolzano prawie 24 godziny w siodle, a On ciągle na chodzie.
Dwukrotna przeprawa przez Alpy, pod górę powoli, ale z góry pędziliśmy niczym lawina. Wypadek pod Genuą, powyginane klamki połamana obudowa lampy i prędkościomierza, ale wszystko działa i możemy jechać dalej. Od tego dnia byliśmy kumplami, już nie człowiek i maszyna tylko towarzysze w podróży. Po wypadku wróciłem do Suzzano, naprawiłem co tylko się dało, klamki tylko zostawiłem w spokoju, aby nie popękały, poklejona obudowa lampy, wyprostowana dźwignia zmiany biegów i po dwóch dnia pojechaliśmy dalej w kierunku La Spezia przez góry tylko po to aby znów pokonać niezliczoną ilość zakrętów i wdrapać się na wysokość 950 m.n.p.m. Ostatni zagraniczny odcinek to prawdziwy test motocykla i jeźdźca, droga z Pegnitz do Zgorzelca przez Lipsk i Drezno, przez 450 km jedziemy w strugach ciągłego deszczu, z licznika nie schodzi stówa.
Ostatni odcinek ze Zgorzelca do Gdyni pokonany bez przygód, Junak cały czas ciągnie równo. Daję mu najwyższą ocenę. Bez wahania mogę ruszyć na Junaku RS 125 na następną wyprawę. Tym razem z mniejszym bagażem, bez narzędzi, tylko klucz do świecy i śrubokręt. mniej gratów powinienem zmieścić wszystko do torby o poj 55 litrów plus namiot, śpiwór i karimata.
Bardzo dobra ocena dla fabrycznych opon, ani razu nie poszedł bezpiecznik, łańcuch również zasługuje na pochwałę, raz naciągnięty przez 6 tyś km. Działają wszystkie żarówki mimo upadku. Jedynie pod Poznaniem wymieniłem świece, silnik trochę szarpał, pomogło dopiero tankowanie paliwa, być może to co było w baku miało wodę.
Ktoś planuje kupić Junaka RS125 z czystym sumieniem polecam za odrobinę czasu jaki poświęcicie on odpłaci się wam bezawaryjną jazdą przez tysiące kilometrów.
Ergonomia w podróży bardzo dobra, motocykl ani razu mnie nie zawiódł, ani razu się nie zbuntował, razy wymieniłem olej, raz naciągnąłem łańcuch, co dzień na wieczór smarowałem łańcuch. Zawory po powrocie nie wymagały regulacji. Dzienne przebiegi od 200 km do prawie 1200 najdłuższa trasa prowadziła z Orvieto do Rzymu tego samego dnia powrót przez Florencję, Bolonię, Rovigo, Weronę, Trydent do Bolzano prawie 24 godziny w siodle, a On ciągle na chodzie.
Dwukrotna przeprawa przez Alpy, pod górę powoli, ale z góry pędziliśmy niczym lawina. Wypadek pod Genuą, powyginane klamki połamana obudowa lampy i prędkościomierza, ale wszystko działa i możemy jechać dalej. Od tego dnia byliśmy kumplami, już nie człowiek i maszyna tylko towarzysze w podróży. Po wypadku wróciłem do Suzzano, naprawiłem co tylko się dało, klamki tylko zostawiłem w spokoju, aby nie popękały, poklejona obudowa lampy, wyprostowana dźwignia zmiany biegów i po dwóch dnia pojechaliśmy dalej w kierunku La Spezia przez góry tylko po to aby znów pokonać niezliczoną ilość zakrętów i wdrapać się na wysokość 950 m.n.p.m. Ostatni zagraniczny odcinek to prawdziwy test motocykla i jeźdźca, droga z Pegnitz do Zgorzelca przez Lipsk i Drezno, przez 450 km jedziemy w strugach ciągłego deszczu, z licznika nie schodzi stówa.
Ostatni odcinek ze Zgorzelca do Gdyni pokonany bez przygód, Junak cały czas ciągnie równo. Daję mu najwyższą ocenę. Bez wahania mogę ruszyć na Junaku RS 125 na następną wyprawę. Tym razem z mniejszym bagażem, bez narzędzi, tylko klucz do świecy i śrubokręt. mniej gratów powinienem zmieścić wszystko do torby o poj 55 litrów plus namiot, śpiwór i karimata.
Bardzo dobra ocena dla fabrycznych opon, ani razu nie poszedł bezpiecznik, łańcuch również zasługuje na pochwałę, raz naciągnięty przez 6 tyś km. Działają wszystkie żarówki mimo upadku. Jedynie pod Poznaniem wymieniłem świece, silnik trochę szarpał, pomogło dopiero tankowanie paliwa, być może to co było w baku miało wodę.
Ktoś planuje kupić Junaka RS125 z czystym sumieniem polecam za odrobinę czasu jaki poświęcicie on odpłaci się wam bezawaryjną jazdą przez tysiące kilometrów.
Na pełną relację z wyprawy zapraszam na stronę http://trokakrzysztof.blogspot.com/2015/04/junakiem-rs125-do-wiecznego-miasta.html
Pozdrawiam, Krzysztof.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Kultura wypowiedzi nic nie kosztuje, zachęcam każdego do pisania komentarzy. Jeżeli jednak zamierzasz czepiać się błędów ortograficznych, chcesz komuś "dokopać" tylko dla tego, że zupa była za słona lub wściekasz się gdyż ktoś ma odmienne zdanie, a twój zasób słownictwa ogranicza się do przekleństw, to licz się z tym, że komentarz może zostać usunięty.