wtorek, 12 lipca 2016

Serbia



Granicę  przekroczyłem w miejscowości Severin, jednak aby dostać się do Serbii musiałem przejechać mostem, który łączył da brzegi Dunaju. Rzeka ogromna, w pierwszej chwili myślałem że to jakaś zatoka, ale to przecież środek Bałkanów. Robi wrażenie.





Pierwszy kontakt z tubylcami nie nastrajał optymistycznie, zatrzymałem się na stacji aby skorygować kurs, kiedy nagle podjechał i zaparkował obok stary Ford Sierra. Wysiadło z niego dwóch zakapiorów, takich spotkać w nocy to strach. Nie ogoleni, niscy, krępi, ciekawscy, zaraz zaczęli wypytywać, a skąd jadę, a gdzie jadę, a co to za motocykl, że ładny, a ile kosztuje, cała grad pytań wiłem się jak piskorz, ale to na nic, po chwili pożegnałem się i ruszyłem w dalszą drogę. Wyjechałem z miasta, zerkam w lusterka i widzę, że Ford jedzie za mną. Trochę zaniepokojony jadę dalej, Ford jechał za mną 20 km, nagle przyspieszył, chłopaki mijając mnie przyjaźnie machali rekami, jednak tak sobie myślę, że jadąc za mną uzgadniali ze swoim szefem co tu ze mną zrobić. W końcu padło abym mnie zostawić i tak sobie jechałem dalej, strasznie pusto było tego dnia na drodze, dopiero kiedy zatrzymałem się na posiłek okazało się, że to niedziela. Dopiero w Serbii miałem okazję zjeść coś regionalnego, choć nazwa była myląca, w karcie jak byk było napisane cyrylicą hamburger. Zamówiłem to w przekonaniu, że dostanę coś co czasem jadam w domu, jakież było moje zdziwienie kiedy dostałem masę grillowanego, mielonego mięsa, cały zestaw surówek i pieczywo. Porcja dla olbrzyma. Uff,  dałem radę, żal było zostawić, było bardzo dobre, to kulinarne zamiłowanie do kuchni Serbskiej sprawi, że spotka mnie bardzo miła przygoda, ale o tym troszkę później, na razie jestem na początku drogi. Jeśli już wspomniałem o drogach to przez pierwsze 50 km były one w fatalnym stanie, momentami gorsze od tych w Rumunii. I tak trochę błądząc, gdyż nawigacja płata figle i potrafi poprowadzić takimi drogami, że niech ją cholera dotarłem około 18 do miasta Kragujevac w środkowej Serbii. Miasto zwyczajne, specjalnie łazić nie miałem siły, wynająłem pokój w hotelu, nie było to takie proste na początku. Zjechałem do centrum, a tam pokoje po 30 euro, postanowiłem jechać dalej, ale coś mi zabrzęczało i zjechałem na chodnik aby zobaczyć co to takiego. Podszedł do mnie Serb i po Polsku spytał czy w czymś mi nie pomóc, podziękowałem za okazane zainteresowanie i spytałem czy zna jakiś niedrogi hotel i tym sposobem miałem pokój za 15 euro z szybkim Internetem. Hotel Trio tak się nazywała moja miejscówka. Czysto, klimatyzacja, łazienka, byłem zadowolony. Całe szczęście pani w recepcji resztę z 20 euro wydała mi w dinarach, miałem trochę grosza na zakupy. Dobrze mieć przy sobie trochę gotówki, kraju w którym się przebywa, tubylcy czasem przeliczają euro w dziwnych kombinacjach, zawsze machałem na to ręką, kwoty, które rozmieniałem zawsze były niewielkie, a widząc powszechne ubóstwo w Serbii było mi zwyczajnie głupio kłócić się o parę groszy. I tak noc spędziłem w wygodnym łóżku, o to była zaleta na wyprawie, wyspać się i mieć dostęp do ciepłej wody. Zawsze mogłem zrobić jakieś pranie. Następnego dnia myślałem, że dojadę do Dubrovnika było raptem około 400 km. Jednak po drodze zatrzymałem się na obiad we wsi Vitanovac, a jeszcze wcześniej będąc na rogatkach Kragujevac natknąłem się na serwis motocykli, w którym postanowiłem wymienić olej.

W Vitanovac zatrzymałem się tylko dla tego, że w przydrożnym barze zobaczyłem siedzących i popijających kawę tubylców. Pomyślałem że i jadło może być dobru tutejsze więc regionalne.
Parkuje motocykl, wszystkie oczy na mnie zwrócone, nikt nie pije, nikt nic nie mówi, rozmowy przerwane jak nożem uciął, przed barem wylądowało UFO. Wchodzę po schodach i mówię głośno do wszystkich po Polsku:
-  dzień dobry - dobry den - słyszę w odpowiedzi.
 Jest dobrze pomyślałem.
Znów zamawiam hamburgera, gdyż nic innego nie ma i kawę.
Siadam przy stoliku na werandzie, Serbowie przyglądają się mi z zaciekawieniem, słyszę, że po cichu spierają się skąd przyjechałem, rozwiałem ich wątpliwości i tak zaczęła się wymiana prostych zdań, pytania zawsze te same, gdzie z kim, czym, skąd. W końcu podano jedzenie i znów zaskoczenie, hamburger wyglądał inaczej, tym razem była to sztuka mielonego mięsa wielkości talerza, podano go z cebulką, do tego wielka pachnąca buła. Byłem głodny, chyba odruchowo rzuciłem się na jadło, wcinam, pewnie uszy mi się trzęsą, Serbowie patrzą, nagle na stój podano mi piwo, co prawda nie zamawiałem, ale nie protestuję, pytam tylko czy Serbskie? Tak oczywiście, jeszcze chwila ciszy i pytanie czy mi smakuje? Smakowało bardzo, a nawet gdyby nie smakowało to i tak bym się do tego nie przyznał, tubylcy byli szczęśliwi, że przybyszowi z dalekiego kraju smakuje ich prosta strawa. Właściciel zaczął przynosić do spróbowania różne przystawki, abym spróbował i ocenił. Wszystko było dobre, Serbowie szczęśliwi, mój sąsiad po prawej w pewnym zaczął śpiewać, zrobiło się naprawdę bardzo przyjemnie. Chyba zrobiłem na nich wrażenie pochłaniając tą ilość jedzenia. Kiedy chciałem zapłacić okazało się, że Milosz uregulował rachunek, właściciel nie chciał przyjąć żadnych pieniędzy, z kolej Milosza kolega zaprosił mnie do siebie do domu, ciężko mi było odmówić skoro tak sympatycznie mnie przyjęli. Z tego spotkania jest cały materiał, miałem cały czas włączona kamerę, zapraszam na film.

Jak się domyślacie moje plany wzięły w łeb, nie dojechałem do Dubrovnika, około 18 do granicy z Bośnią miałem jeszcze 40 km, noclegu szukałem kiedy tylko minąłem Užice, szybko znalazłem motel, pokój z łazienką za 10 euro, Internet w barze.  Więcej nie potrzebowałem. Ciężko było rozstać się z Serbią, warto tu przyjechać, aby zaznać Serbskiej gościnności, dobrej kuchni i pięknych widoków.

Rano przed odjazdem dostałem filiżankę kawy, ruszyłem w kierunku Bośni.

Wyprawę napędza AlMot właściciel marki Junak.

Kamerę i aparat na wyprawę udostępnił Salon Sony w Riviera Gdynia

Torby motocyklowe oraz blokadę na tarczę od AGM - Torby i akcesoria motocyklowe

Kamerę sportową S70 wraz z akcesoriami AEE POLSKA 

Kurtkę oraz spodnie na wyprawę udostępniła














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kultura wypowiedzi nic nie kosztuje, zachęcam każdego do pisania komentarzy. Jeżeli jednak zamierzasz czepiać się błędów ortograficznych, chcesz komuś "dokopać" tylko dla tego, że zupa była za słona lub wściekasz się gdyż ktoś ma odmienne zdanie, a twój zasób słownictwa ogranicza się do przekleństw, to licz się z tym, że komentarz może zostać usunięty.