Pisząc ten
post siedzę na kempingu pod Etną, skończyłem jednak dopiero w domu. To był piękny poranek, dostałem bonus do wyprawy, wulkan odsłonił swoje oblicze na dokładnie 26 minut. Jeszcze wczoraj zaciągnięty chmurami, jakby
obrażony na cały świat, dziś na
uwieńczenie wyprawy, odsłonił się w całej okazałości, jestem szczęśliwy, takie
małe spełnienie, to trzeba poczuć, tego
nie można opisać.
(Niestety zdjęcia trzeba oglądać od tyłu) Nadrabiam zaległości w
pisaniu, wcześniej były takie chwile, że pod wieczór, po całym dniu spędzonym w
siodle, nie miałem siły na pisanie,
ledwo starczało na kąpiel i machanie widelcem. Łatwiej przychodziło gadanie do
kamery, niż napisanie kilku słów.
Gdzie to skończyłem poprzednią relację?
To jeszcze Rumunia.
Transalpina
miała zakończyć rumuński etap wyprawy, tak się jednak nie stało.
Z prostej
przyczyny, zbyt wiele razy zatrzymywałem się aby robić zdjęcia i włączać
kamerę. Naprawdę ciężko ot tak zwyczajnie wyjechać z tego kraju.
Za nim
wjechałem na Transalpinę, znalazłem nocleg z widokiem na ruiny XV wiecznej
warowni. Nakręciłem tam jedną z relacji, którą możecie znaleźć na moim kanale
na YouTube.
Spotkanie z Costinem zaowocowało, trasą, której prawdopodobnie bym nie wybrał,
gdyż była to droga lokalna. Jednak mój Rumuński przyjaciel twierdził, że jest w
bardzo dobrym stanie i biegnie przez malownicze tereny.
Zjechałem z
głównej w drogę 138 biegnącej z Valea Strâmbă do Odorheiu Secuiesc. Piękna
trasa, prowadzi brzegiem wygasłego wulkanu, który jest obecnie eksploatowany,
oraz wzdłuż ogromnego jeziora na skraju, którego jest rezerwat przyrody Sălbatice Ivó. I jak tu szybko poruszać się po
Rumunii?
Co chwilę
coś sprawia, że chcesz to zatrzymać dla siebie i pokazać światu. Tak trafiłem
na zamek Vlada Pałownika czyli Drakuli.
Zamczysko spore, odrobinę upiorne, to nie jest zamek, który przypomina zamki
budowane na ziemiach polskich, całkiem spory z dużą wierzą, wiele czasu mu nie
poświęciłem, ot kilka zdjęć, przeszedłem przez bramę na dziedziniec, zjadłem
lody, całkiem smaczne, kupiłem wodę i dalej w drogę. Wracając do Transalpiny, trasa piękna od
samego początku, najpierw kilkadziesiąt kilometrów prowadzi przez malownicze
lasy, wzdłuż górskiej rzeki, rwącej i huczącej. Trzeba uważać na spadające
kamienie, byłem świadkiem kiedy to kamienie wielkości piłki do „nogi” wytoczyły
się na drogę.
Kierowca,
który jechał przede mną gwałtownie zahamował, wyszedł z auta i przeniósł je na
pobocze. Cale szczęście, że to nie trafiło we mnie.
Na trasie
miałem mały i miły zarazem epizod, otóż
zatrzymałem się na chwilę aby coś zjeść w przydrożnym wozie oferującym małą
gastronomię. Zamówiłem cienkie kiełbaski i kawę, kiedy płaciłem podjechał właściciel, okazało się, że jest on
producentem owych wyrobów. Jak zwykle rozmowa zeszła na to skąd przyjechałem, a
pan kto? Amerykanin? Germaniec? A kiedy mówię, że jadę z Polski to buzia
rozszerza się od ucha do ucha, następuje uścisk dłoni, tym razem padło
stwierdzenie.
Polska -
Germania Victoria! I ja się cieszę, siadam do stołu, a gospodarz idzie do mnie
z małym kubeczkiem , stawia na stole i mówi- za zwycięstwo.
Biorę ów
kubeczek do rąk i wącham, już wiem - palinka, uniosłem na znak podziękowania i
wychyliłem jednym haustem. Właściciel się ucieszył, zresztą za każdym razem,
gdzie kol wiek nie byłem zjadałem wszystko. Ludzi to cieszy kiedy przyjeżdża do
nich ktoś z daleka, wszystko zjada, wszystko go cieszy. Zjadłem kiełbaski, które
swoją drogą były wyborne, pożegnałem gospodarza dosiadłem mojego mechanicznego rumaka i
ruszyłem w dalszą drogę, zdobywać nowe kilometry i
szczyt.
Dojazd pod
szczyt jest długi, ale piękny, prowadzi przez malownicze zakątki, w pobliżu
jezior i zapory.
Ostatni podjazd
był niezwykle trudny, trzeba było mocno uważać na zakrętach, które nie dość, że
były o 180 stopni to sam zakręt był pod dużym nachyleniem i trzeba było biegi redukować nawet do pierwszego. Cały podjazd to
była jazda na dwójce i jedynce, inaczej się nie dało i nie tylko ja tak robiłem,
samochody i inni motocykliści również.
Z
Transalpiną to jest tak, podjeżdżasz, stajesz jesteś szczęśliwy, robisz fotki,
kręcisz filmy, odpoczywasz i w końcu jedziesz dalej, a tu za zakrętem
dostrzegasz nową drogę, która prowadzi jeszcze wyżej, rura i
lecisz na spotkanie nowego szczytu, a tam zalegający śnieg, mamy koniec czerwca i temperaturę
przekraczająca 30 stopni. Ten drugi
szczyt to taki bonus za zdobycie Transalpiny.
Etna
odsłoniła się dla mnie na 23 minuty i znów wskoczyła pod pierzynę z chmur.
Zaraz się zbieram tylko skończę i zjem wczorajszą kanapkę z oliwkami i serem.
Kawa się skończyła, została tylko herbata i cukier. Całe szczęście, gdyż picie dla mnie gorzkiej herbaty na wyprawie to kara.
Zjazd jest o
wiele krótszy, obrałem kierunek na
Severin, granicą w tym miejscu jest
Dunaj, na drugą stronę jedziemy przez most, o którym mówił mi Costin. Za nim tam dojechałem zrobił się wieczór i
zacząłem szukać noclegu, co nie okazało się zbyt łatwe. Miałem jednak fart, zresztą po raz kolejny na
tej wyprawie, jak zwykle przez żołądek, zwyczajnie zgłodniałem, przejeżdżając
przez wioskę w okolicach Baia de Arama, zobaczyłem skleconą ze sklejki budę z
napisem bar i tubylców, którzy siedzieli przy stolikach pod parasolami,
popijali piwo i jedli.
No idealne
miejsce, tubylcy siedzą i jedzą, więc musi być dobre. Złapałem za klamki i już
po chwili siedziałem między rumuńskimi chłopami, zamówiłem coś tam z mięsa oraz
kawę i czekałem.
W trakcie czekania Rumuni zaciekawieni co to
za UFO do nich przyleciało, zaczęli się mi przyglądać tak jakbym faktycznie był
zielony. A ja zwyczajnie na sobie miałem Buzzera, czy jak kto woli zbroję.
No, nie
jestem fanem oliwek, ale te które kupiłem wczoraj w Catani są wyśmienite.
Wracając do
Rumunów, bez przypiekania wziąłem ich na spytki i wszystko mi wyśpiewali,
miałem skręcić w prawo i przejechać około 5 km.
Do dziś nie
wiem czy to mój krzyżowy ogień pytań czy moja ujmująca gęba, a może widok
głodnego cudaka, kazał im podzielić się ze mną ta informacją.
Jedno jest
pewne chłopom powinienem postawić dobra wódkę, za ich głosem byłem pierwszy raz
na Rumuńskim weselu.
Powiem wam, że wiele wesel w Polsce widziałem, ale takiego
rozmachu, tylu gości i pięknych kobiet to moje gały jeszcze nie widziały.
Smaczkiem była orkiestra i wokalistka, ależ ona pięknie śpiewała, orkiestra
grała do upadłego praktycznie non stop do białego rana. Tyle o weselu, o ile z
ciekawości na początku obserwowałem, to około 21 poczułem się na tyle zmęczony
wrażeniami dnia, że poszedłem do pokoju padłem na wyro i zasnąłem. Obudziłem
się około północy, niewyspany, zmęczony i zły jak strzyga. Z zewnątrz do pokoju
wpadało głośne wycie i rzępolenie.
Wkurzony idę do baru ze wzrokiem nożownika z Marsylii. Pierwszy napotkany Rumun
był ojcem Pana Młodego, objął mnie ramieniem, spytał co tu robię, a na
wiadomość, że jestem z Polski spytał tylko białe czy czerwone. I tak przy
dźwiękach pięknej muzyki, pijąc wino spędziłem czas na Rumuńskim weselu
świetnie się bawiąc, do białego rana.
Rano, bez
snu spakowałem swoje graty, tak na dobrą sprawę mogłem nie płacić za pokój i tak w nim nie spałem. Całe szczęście była
niedziela, aby uniknąć przypadkowego spotkania z tutejsza władzą w kierunku serbskiej
granicy ruszyłem trochę okrężną drogą nr 67D, która prowadziła przez Park
Narodowy Domogled – Valea Cernei.
Piękne góry,
dobra droga to miejsce może być kolejną trasą, którą motocykliści mogą
zaznaczyć na swoich mapach. Pokonanie
tego odcinka zajęło mi ponad 5 godzin, z prostej przyczyny, było pięknie i
pusto, ostatnie 50 km jechałem modląc się o stację benzynową, ciągnąłem na
rezerwie. Napotkany tubylec w aucie poinformował mnie, że stacja jest 14 km przede
mną, Mieli chyba inna miarę lub dystrybutory były ukryte, gdyż , była równo na
50 kilometrze.
Tankowanie,
zapłaciłem kartą i ruszyłem wzdłuż Dunaju na spotkanie Serbii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Kultura wypowiedzi nic nie kosztuje, zachęcam każdego do pisania komentarzy. Jeżeli jednak zamierzasz czepiać się błędów ortograficznych, chcesz komuś "dokopać" tylko dla tego, że zupa była za słona lub wściekasz się gdyż ktoś ma odmienne zdanie, a twój zasób słownictwa ogranicza się do przekleństw, to licz się z tym, że komentarz może zostać usunięty.