środa, 23 października 2013

Polowanie na foki.


Do wypadu nad ujście Wisły skłonił mnie program w TV na temat naszych fok, które za riwierę obrały sobie wyspę tuż u ujścia królowej polskich rzek. Znów ruszyłem na parking, po Junaka.


Odkręcam kranik, rzucam na niego okiem siadając okrakiem, wkładam kluczyk do stacyjki, włączam zapłon, kciuk delikatnie muska starter wprawiając w ruch rozrusznik, kilka obrotów i znów jesteśmy razem. Metalowe serce wyprodukowane w dalekich Chinach znów posłuszne mym żądaniom ożyło.  Po krótkiej chwili prawa dłoń lekko dodaje gazu, lewą naciskam sprzęgło, nogą wbijam jedynkę, puszczam powoli klamkę sprzęgła i ruszam przez parking.  Ten ruch Junaka to jak zastrzyk dożylny, wbijam się powoli w krwioobieg miasta wskakuje na obwodnicę niczym do tętnicy i pruje przed siebie w kierunku Gdańska. Pierwszy etap to Sobieszewo, tu mała niespodzianka most pontonowy w remoncie trzeba poczekać na prom. Kolejka na trzy przeprawy, ale my we dwoje zawsze tyle miejsca znajdziemy, aby nie stać w kolejce. Płyniemy podróż trwa chwilkę wytaczamy się na drogę i ruszamy przed siebie żwawo, tym razem Mikoszewo. Dojeżdżam do Wisły zjazd do przeprawy wtaczam się powoli na prom i staję za audi 80. Wisła niczym gładka niczym lustro, odbija w sobie idealnie wszystko no może trochę przesadziłem.  Po 10 min. Opadają szlabany kuter pchający obraca się w kierunku przeciwnego brzegu i powoli płyniemy, prom prawie pusty, idziemy równo przez Wisłę. Kiedy dobijamy do brzegu żegnam się z obsługą promu krótkim „do zobaczenia” nie przeczuwają wcale, że za chwilę będę musiał zrewidować plany i powrót wypadnie mi przez most w Kiezmarku, a powód jest błahy, zapomniałem portfela, a z nim dokumentów i co ważniejsze kasy! Nie było, czym zapłacić za przeprawę w powrotną stronę, a prosić się nie mam w zwyczaju. I tak bez kasy na drugim brzegu Wisły odkryłem po raz kolejny, jak zbawiennym jest fakt, że mój Junak to nie pijak i na pełnym baku potrafi przejechać ok. 500 km. Wjeżdżając na wiślany wał skręciłem w lewo w kierunku morza. Ruszyłem brzegiem Wisły w kierunku starej strażnicy Wojsk Ochrony Pogranicza. Zostawiłem Junaka przy stanicy i dalej ruszyłem pieszo. Kiedy wyszedłem z lasu i ruszyłem znów brzegiem znalazłem się na odkrytym terenie, słonko pięknie świeciło i mimo, że to był wrzesień ostro grzało już po chwili żałowałem, że z domu czapki nie zabrałem.  Ciepło, cisza, spokój jak odmienna była wtedy pogoda do tej, kiedy po bursztyn w październiku jechałem.
Nagle kończy się grobla usypana z kamieni, znak w bity w ziemię zatrzymał na chwilę. W pierwszy odruchu skręciłem w ścieżkę, która prowadziła w trzciny, ale po kilku minutach musiałam zawrócić gdyż prowadziła ona w głąb bagniska. Minąłem znak i czerwoną taśmę poszedłem dalej w kierunku ujścia. W owym czasie były prowadzone prace umacniające koryto rzeki w tym miejscu. Bez przeszkód dotarłem na miejsce, o którym myślałem, że można będzie przy odrobinie szczęścia zobaczyć fokę jak leży na piasku.  No i zobaczyłem, wyspa za daleko, fok jak na lekarstwo za to mew i innego ptactwa zatrzęsienie. Na dodatek stała zakotwiczona barka, na której był dźwig i strasznie hałasował. Trochę postałem kilka zdjęć zrobiłem nie dało się rozkoszować tym miejscem i chwilą. Drogę powrotną już znacie z tą tylko różnicą, że musiałem jechać przez Żuławy w kierunku mostu na Wiśle w Kiezmarku, a z stamtąd prosto do domu.






























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kultura wypowiedzi nic nie kosztuje, zachęcam każdego do pisania komentarzy. Jeżeli jednak zamierzasz czepiać się błędów ortograficznych, chcesz komuś "dokopać" tylko dla tego, że zupa była za słona lub wściekasz się gdyż ktoś ma odmienne zdanie, a twój zasób słownictwa ogranicza się do przekleństw, to licz się z tym, że komentarz może zostać usunięty.