Znów pojechałem do Gdyni z whippetem aby pobiegał
sobie po plaży. Tym razem pojechaliśmy samochodem, ze wszystkich środków
komunikacji ten rodzaj transportu stresuje go najbardziej. Przypomniałem sobie
jak wiozłem "szczupaczka" z Warszawy, był taki mały, ważył zaledwie 5
kg, i bał się wszystkiego, obecnie waży 12 kg, i zadziera nogę.
Podróż do domu odbyła się bez niespodzianek, tym razem pojechaliśmy kolejką SKM. Obyło się bez sensacji. Mały wdrapał się na czwarte piętro i poszedł spać, obudził się tylko na jedną chwilkę, akurat wtedy, kiedy byłem w kuchni, a na stole zostawiłem talerz z kanapkami, kiedy wracałem z herbatą nawet nie mogłem ich bronić gdyż miałem zajęte ręce, on jak by o tym wiedział tak szybko je wpieprzał, a ja stałem nad nim z mieszaniną nastojów od złości po szczery śmiech bez granic, na koniec zwyciężył śmiech, bo jak tu się gniewać na to coś.
Na plaży zawsze można spotkać kogoś do zabawy, tym razem była to śliczna psia dziewczynka w moim wieku i miała podobne umaszczenie.
Co prawda tego dnia było zimno, ale wystarczyło pobiegać z wiatrem w zawodach aby się rozgrzać jeszcze się taki wiatr nie narodził, który by mnie dogonił.
Biegałem z wiatrem w zawodach, bawiłem się patyczkiem, spotkałem również coś co przypominało...psa, był wielki jak stodoła...
Piękny pulpecik! i blog :)
OdpowiedzUsuń